środa, 19 grudnia 2012

Skok w konflikt. Skok w wizję. - Stephen R. Donaldson - recenzja z portalu Fantasta.pl

Recenzując niedawno drugi tom Trylogii Pustki Petera F. Hamiltona zaznaczałem, że mamy do czynienia ze space operą nietypową, będącą w większym stopniu opowieścią fantasy niż klasyczną historią dziejącą się w kosmicznej scenerii. Jakby dla przeciwwagi tym razem chciałbym przyjrzeć się space operze wręcz definicyjnej… a w zasadzie dwóm space operom. MAG zaserwował bowiem czytelnikom wznowienie klasycznego cyklu Stephena R. Donaldsona i idąc za sugestią samego autora, połączył dwa pierwsze tomy Skoków w jednej książce. Co zresztą okazuje się być zabiegiem ze wszech miar sensownym i uzasadnionym. Krótki Skok w konflikt: prawdziwa historia okazuje się bowiem być zaledwie preludium do właściwego cyklu. Dopiero w Skoku w wizję: zakazanej wiedzy historia nabiera pełniejszego wyrazu.



Donaldson w posłowiu do Skoku w konflikt przedstawia czytelnikom zamysł całego cyklu jako rezultat wspólnego działania dwóch głównych źródeł inspiracji – pomysłu na postać Angusa Thermopyle’a i Wagnerowskiego cyklu Pierścien Nibelunga. Sama powieść otwierająca serię powstała jednak zanim w głowie autora zrodził się pełen złożony koncept. W praktyce stanowi zatem jedynie przygrywkę, przygotowanie sceny dla właściwych wydarzeń na epicką skalę. Nie znaczy to jednak, że jest to tekst niepełny. Trzeba go traktować raczej jako zamknięte studium wykorzystania i uzależnienia. Nie brak tu akcji, wyraźnie dominuje skupienie się na psychologii bohaterów, a także prezentacji scenografii. Ta, choć w zasadzie typowa dla konwencji, prezentuje się przekonująco, a półświatek gwiezdnych piratów i ich rozgrywek z Policją Zjednoczonych Kompanii Górniczych potrafi zaintrygować. Trudno jednak traktować Skok w konflikt jako coś innego niż tylko przystawkę przed daniem głównym – prostą fabułę (w zasadzie mogłoby to być dłuższe opowiadanie), gdzie dopiero rozstawiane są główne figury na szachownicy, na której właściwa gra dopiero się rozpocznie.

Obietnicę epickiego dzieła złożoną w posłowiu do Prawdziwej historii stara się Donaldson spełnić od samego początku Zakazanej wiedzy. Drugi tom cyklu nie tylko eksploatuje wyraźne, krwiste postacie znane z pierwszego tomu i nakreśloną tam scenografię, ale wykorzystuje je jako elementy większej całości, subtelnie uzupełniając posiadany przez czytelnika obraz kolejnymi bohaterami, a także szczegółami fabularnymi i faktograficznymi. Fabuła wreszcie staje się wielowątkowa, pojawiają się obcy, wielkie organizacje zyskują nowe oblicze, nie brakuje też akcji jak na rasową space operę przystało. Są zatem gwiezdne pojedynki, pościgi i ucieczki, problemy techniczne i polityczne knowania na wielką skalę. Słowem – wszystko to, czego po utworze w tej konwencji można się spodziewać.

To, co czyni teksty Donaldsona wyjątkowymi, to przede wszystkim jego styl. Gęsty, bazujący głównie na opisie narratora, bardzo oszczędnie operujący dialogami. Nie każdemu podobać się będzie takie pisanie. W moje gusta trafia wręcz idealnie, lecz przypuszczam, że będzie niestrawny dla wielu z czytelników przyzwyczajonych do lekkich tekstów, opartych na wymianie zdań miedzy bohaterami. Autor Kronik Thomasa Covenanta opowiada nam historię, tłumaczy świat, przybliża postacie w sposób wyjątkowy i absorbujący. To niewątpliwy wyróżnik i ogromny atut Skoków – zwracają uwagę i zapadają w pamięć przede wszystkim ze względu na specyficzny styl Amerykanina i na wyrazistych, wzbudzających emocje bohaterów – Mornę Hyland, Angusa Thermopyle’a i Nicka Succorso.

Muszę jednak przyznać, że mimo, iż trudno mi się było oderwać od lektury pierwszych dwóch Skoków, czuję pewien niedosyt. Donaldson naobiecywał w posłowiu do Skoku w konflikt bardzo dużo. Spodziewałem się zatem, że Skok w wizję wbije mnie w fotel i zmusi do porzucenia wszystkich obowiązków celem natychmiastowego zapoznania się z kolejnymi odsłonami cyklu. Tak się jednak nie stało. Dostałem bardzo dobrą, wciągającą, w oryginalny sposób napisaną space operę. No i już, tyle, koniec. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że to wciąż jeszcze rozbiegówka, że w kolejnym tomie dostanę obiecany rozmach, że sceneria przygotowywana na przestrzeni dwóch powieści wreszcie zostanie w pełni wykorzystana. W dalszym ciągu na to liczę – w końcu ile można się rozgrzewać?

4,5/6 (choć w zasadzie korci mnie, żeby dać 5/6)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...