piątek, 11 października 2013

Prefekt - Alastair Reynolds - recenzja z portalu Fantasta.pl

Kilka miesięcy temu w ramach nadrabiania czytelniczych zaległości postanowiłem wreszcie sięgnąć po twórczość jednego z najbardziej uznanych autorów współczesnej space opery – Alastaira Reynoldsa. Dwie nowelki zamieszczone w zbiorze Diamentowe psy. Turkusowe dni. zrobiły wrażenie co najmniej dobre, czekałem zatem na okazję, aby ponownie pochylić się nad lekturami pióra Brytyjczyka. Padło na tekst w pewnym sensie wyjęty z głównego wątku narracyjnego rozpoczętego Przestrzenią objawienia, a mianowicie na Prefekta. Zresztą w ramach wewnętrznej chronologii Reynoldsowskiego uniwersum jest to powieść, której akcja toczy się znacznie wcześniej niż zasadniczy cykl – nie miałem zatem obaw, że zepsuję sobie zabawę. Bo już po kilku stronach lektury nie miałem wątpliwości, że moja przygoda z Reynoldsem się w tym momencie nie skończy.

W najprostszych słowach można określić ostatnią jak do tej pory pozycję umiejscowioną w uniwersum Przestrzeni objawienia jako dość klasyczną space operę z kryminalno-sensacyjnym sznytem. Główna oś fabuły zbudowana jest wokół śledztwa prowadzonego przez prefekta polowego Toma Dreyfusa z zapewniającej prawidłowy przebieg procesów demokratycznych w Migotliwej Wstędze organizacji o nazwie Panoplia. Bardzo wyraźnie widać w tym przypadku upodobanie Reynoldsa do utartych, sprawdzonych schematów. Najlepiej uwypuklone jest to właśnie na przykładzie głównego bohatera: świetny policjant, bezkompromisowy, zdecydowany, stojący w lekkiej opozycji do schematów działania swojej organizacji, jednocześnie o dość niejasnej przeszłości naznaczonej osobistą tragedią. Tego typu protagonistę można znaleźć w połowie kryminałów. Podobnie z fabułą – wykorzystany jest tu Hitchcockowski schemat, w którym zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie. Śledztwo dotyczące zniszczenia habitatu Ruskin-Sartorious zatacza coraz szersze kręgi, w pewnym momencie ukazując sprawę znacznie poważniejszą, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Akcja, choć obfitująca w epizody, to na dobrą sprawę nie wykracza specjalnie poza to, co w obu wykorzystanych konwencjach typowe. Można jedynie dodać, że prezentacja świata schodzi w zasadzie na drugi plan, ustępując wyraźnie opisowi wydarzeń. Nie powinno to jednak dziwić, biorąc pod uwagę fakt, iż Prefekt, mimo że chronologicznie pierwszy, faktycznie jest kolejną powieścią osadzoną w Reynolsdowskim uniwersum.

Sprowadzenie Prefekta do prostej historii śledczo-sensacyjnej byłoby jednak krzywdzące. Reynolds wykorzystuje swój kosmiczny kryminał do poruszenia kilku poważniejszych tematów jak granice człowieczeństwa, odpowiedzialność władzy czy, po prostu, lojalność względem osób i instytucji. Choć ogólny klimat powieści jest raczej ciężki, czyta się ją świetnie i momentami naprawdę trudno się od Prefekta oderwać. Jest jednak pewne „ale”. W zasadzie książka ta ma wszystko, co powinna zawierać space opera na najwyższym poziomie. Bogaty świat, złożoną, dość klasyczną fabułę, sporo akcji, urozmaicające całość wpływy kryminału, wreszcie zapadających w pamięć, choć w sumie mocno typowych bohaterów. Do tego w użyciu jest całe mnóstwo charakterystycznego dla konwencji rekwizytorium: od statków kosmicznych, przez sztuczne inteligencje, po zawieszone w przestrzeni habitaty, zmodyfikowanych ludzi i obce rasy. A jednak brakuje mi w tej książce jakiejś odrobiny szaleństwa, czegoś, co stanowiłoby wyjście poza sztywne i oklepane wzorce. Po prostu, zbyt wiele tu oczywistości. W kategorii tekstów, którym brakuje pewnej nuty oryginalności, Prefekt prezentuje jednak poziom znakomity. Koniec końców uważam, że warto po dzieło Brytyjczyka sięgnąć, bo choć nie jest to powieść, która zapada w pamięć na lata, potrafi zapewnić wiele godzin dobrej, wciągającej lektury. A to element, którego wielu na pozór podobnym książkom bardzo brakuje.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...