czwartek, 13 marca 2014

Kull: Banita z Atlantydy - Robert E. Howard - recenzja z portalu Fantasta.pl

Po bardzo dobrze przyjętym wznowieniu wszystkich oryginalnych tekstów Roberta E. Howarda poświęconych Conanowi, wydawnictwo Rebis postanowiło pójść za ciosem i kontynuować wydawanie dzieł jednego z najbardziej wpływowych twórców literatury spod znaku magii i miecza. Czwartym tomem serii stały się zatem opowiadania, których głównym bohaterem jest król Kull, często uważany za pierwowzór postaci słynnego barbarzyńcy z Cymmerii. Sprowadzanie tomu zatytułowanego Kull: Banita z Atlantydy jedynie do poziomu szkiców, czy też wprawek na których został zbudowany fundament późniejszego sukcesu autora, byłoby jednak krzywdzące.


Faktycznie, za życia Howarda drukiem ukazały się zaledwie trzy teksty, w których pojawiał się atlantydzki władca Valusii. Okazuje się jednak, iż Teksańczyk popełnił ich znacznie więcej, wielokrotnie podkreślając, iż w dużej mierze powstawały one spontanicznie, w sposób znacznie mniej metodyczny niż to miało miejsce w przypadku późniejszych opowiadań o Conanie. Widać to choćby na przykładzie zamieszczonych jako dodatki szkicach – okazuje się, iż w porównaniu do pierwszych opublikowanych wersji różnice są nieznaczne, zwykle sprowadzają się one do drobnych poprawek stylistycznych czy korektorskich, z rzadka zmieniając kształt drobnych fragmentów tekstu. Tę spontaniczność widać także w dość ograniczonej konstrukcji świata przedstawionego. Howard ogranicza się w zasadzie do kilku głównych postaci i lokacji, nie przedstawiając w sposób zbyt szczegółowy historii Valusii, Atlantydy czy też krain ościennych. Zawarte w Banicie z Atlantydy opowiadania mają zresztą bardzo wyraźny schemat, sławiący swoisty prototyp rodzącego się gatunku magii i miecza. Mamy więc do czynienia z dość prostymi fabularnie opowieściami, których głównym bohater, pochodzący z Atlantydy król starożytnej Valusii – Kull, stawiany jest przed różnego rodzaju wyzwaniami. Bardzo charakterystyczne jest pewne wewnętrzne pęknięcie tej postaci. Mamy bowiem do czynienia z archetypicznym barbarzyńcą, ceniącym wolność i siłę, odrzucającym kulturowe konwenanse, a jednocześnie przywiązanym do tronu, odpowiedzialności i reguł z tym związanych. Król Kull staje się ofiarą własnych dążeń, będąc mentalnie uwięzionym przez dwór, prawa i zwyczaje. Doskonale widać to choćby w Tym toporem władam!, gdzie mentalny bunt władcy przeciw otaczającym go regułom zostaje przekuty w czyn (swoją drogą to właśnie to opowiadanie stało się bazą dla Feniksa na mieczu – pierwszego opowiadania z Conanem w roli głównej). Postać króla Kulla – barbarzyńcy władającego wiekową krainą Valusii – staje się metaforą upadku cywilizacji i końca pewnej epoki – czegoś, co faktycznie miało miejsce w twórczości Howarda, gdy Kull wyewoluował w Conana, a rolę miejsca akcji przejęła Ziemia epoki hyboryjskiej. Jest jednak w banicie z Atlantydy pewne pękniecie, sprzeczność. W tych prostych konstrukcyjnie tekstach widać wyraźnie jak Teksańczyk godził pierwotne instynkty swojego bohatera, jego chęć działania, skłonność do rozwiązań siłowych i wiarę we własną potęgę z równoczesną skłonnością do zadumy, czy też wręcz pewnego filozofowania. I choć Kullowi znacznie lepiej wychodzi machanie toporem lub mieczem niż wdawanie się w dworskie intrygi lub intelektualne wywody, to jednak trzeba Howardowi oddać, iż udało mu się uniknąć stworzenia bohatera jednowymiarowego. Co więcej, wyraźne, wręcz archetypiczne, powracające w poszczególnych opowiadaniach postacie bohaterów drugoplanowych (jak Brule, Ka-Nu czy Delcardes) wypełniają plan, na tyle aby stworzyć podstawę do pełnowymiarowego cyklu, wykraczającego poza pojedyncze, migawkowe miniatury. Warto zauważyć, iż w tekstach zawartych w Kullu: Banicie z Atlantydy oprócz akcji charakterystycznej dla pulpowej literatury lat 30. sporo bardziej rozbudowanych fragmentów, w których wyraźnie czuć pewne wpływy stylistyki lovecraftowskich weird tales. Howard zaznacza upływ czasu, przemijalność człowieka i jego dzieł – nawet tak wielkich jak imperia. Jest tu pewna pokora przed nieznanym, jakąś niepoznawalną warstwą rzeczywistości poza codziennym doświadczeniem. W tej płaszczyźnie także widać różnicę miedzy opowiadaniami o Kullu a tymi o Conanie.

Znakomite wrażenie robi sama formuła zbioru. Wnikliwe teksty krytycznoliterackie otwierające i zamykające całość dobrze pokazują kontekst zawartych wewnątrz opowiadań, szkiców i wierszy, odnosząc je do literackiej biografii jednego ojców współczesnej heroicznej fantasy, szczególnie (co zrozumiałe) do tekstów związanych z Cymmeryjczykiem. Same opowiadania z Kullem w roli głównej uzupełniają mniej lub bardziej zamknięte fragmenty, szkice scen, wiersze, teksty, w których Kull jest jedną z postaci pobocznych, a także takie, które stoją u podstaw kreacji tego bohatera. Można więc z powodzeniem uznać, że jest to pełna bibliografia postaci atlantydzkiego króla Valusii. Całości dopełniają liczne, fenomenalne ilustracje Justina Smitha. Niestety, w tej beczce miodu znalazła się także łyżka dziegciu, a jest nią polskie tłumaczenie. Znany z Rebisowskich wznowień opowiadań o Conanie Tomasz Nowak stał co prawda przed trudnym zadaniem oddania dopiero kształtującego się stylu Howarda, jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że nie do końca sobie z tym wyzwaniem poradził. Pal sześć, że styl wysoki przeplata się tu z kuriozalnymi kolokwializmami – to akurat maniera samego Teksańczyka. Jednak pojawiające się czasem dość osobliwe konstrukcje stylistyczne mierżą i wywołują wrażenie, że mamy do czynienia z przekładem przygotowanym przez amatora, który chcąc oddać charakter oryginału, przestylizował tekst. Zgrzyt niby drobny, a jednak odczuwalnie wpływający na odbiór całości.

Zbiór pt. Kull: Banita z Atlantydy zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Zawiera bowiem znakomicie przygotowany i wydany komplet tekstów prezentujących jednego z pierwszych bohaterów fantasy heroicznej. Oczywisty wydaje się fakt, iż jest to literatura znacząco różniąca się od współczesnej. Dla osób lubujących się w[ poszukiwaniach literackich rodowodów, czy też po prostu dla miłośników pulpowej literatury amerykańskiej z pierwszej połowy XX stulecia książka ta wydaje się być pozycją obowiązkową. Bo choć nie oferuje ona niczego nowego, zaskakującego, choć nie wywraca na nice tego, co już znamy, to jednak opowiadania o królu Kullu mają w sobie pewien nieodparty urok. Moim zdaniem lepszej rekomendacji nie trzeba.

4,5/6

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...