środa, 17 września 2014

Senni zwycięzcy - Marek Oramus - recenzja z portalu Fantasta.pl

Chyba najbardziej charakterystycznym zjawiskiem dla polskiej fantastyki lat osiemdziesiątych XX w. jest rozkwit nurtu tzw. „fantastyki socjologicznej”. Punktem wyjścia dla jego powstania są drastycznie różne warunki od tych, w jakich wykuwała się science fiction zachodnia (a w zasadzie także wschodnia) – brak efektownych, rozpalających wyobraźnię osiągnięć techniki, funkcjonowanie w gospodarce niedoboru przy braku fundamentalnej wolności słowa. To nie wynalazki czy podróże kosmiczne inspirowały rodzimych twórców, nie one były problemem. Janusz Zajdel, Maciej Parowski, Wiktor Żwikiewicz czy też Marek Oramus tematem swej twórczości uczynili zatem społeczności w pewnym sensie ograniczone, manipulowane czy wprost zniewolone. Fantastycznonaukowa otoczka była w mniejszym stopniu „atrakcją” samą w sobie, przede wszystkim zaś narzędziem pozwalającym obejść cenzurę – by będąc poddanym kontroli aparatu społeczeństwa zamkniętego, móc pisać o nim, uprawiać jego krytykę i snuć scenariusze emancypacji, a wszystko to pod płaszczem literackiej fikcji. Jasne, niejednokrotnie dochodziło do tarć autorów z cenzurą, jednakże gros tekstów ostatecznie ukazywało się drukiem, odpowiadając na ogromne zainteresowanie społeczne. Czy było to zapotrzebowanie na takie a  nie inne tematy, czy też po prostu na jakąkolwiek rozrywkową literaturę – nie ma znaczenia. Ważne, że na tym gruncie powstały jedne z najważniejszych dla polskiej fantastyki powieści, które zdefiniowały jej kształt i obraz na długie lata. Bez wątpienia należą do nich Senni zwycięzcy wspomnianego już Marka Oramusa.

Tym, co zauważa czytelnik już na samym początku lektury, jest bardzo wyraźne określenie scenografii – mamy do czynienia z wielkim statkiem, mknącym gdzieś przez gwiezdną pustkę, a co za tym idzie, z zamkniętą, izolowaną, poddaną pełnej kontroli społecznością jego mieszkańców. Poza tym wiadomo bardzo niewiele… i w zasadzie nie zmienia się to niemal do końca powieści. Obserwujemy serię nie do końca jasnych i zrozumiałych napięć na pokładzie statku, a także kolejnych bohaterów mniej lub bardziej w wydarzenia te wplątanych. Jednocześnie Oramus subtelnie sugeruje istnienie zagrożenia (trudno powiedzieć: wewnętrznego czy zewnętrznego) w postaci Dwukolorowych. Krótko mówiąc – realia powieści są w warstwie konstrukcyjnej dość typowe dla konwencji. Podobnie schemat prezentacji świata przedstawionego: czytelnik wrzucony zostaje we w zasadzie nieznane realia, po omacku, powoli je poznaje, aby wreszcie wraz z bohaterami odkryć prawdę o mechanizmach nimi rządzących. Sęk w tym, że ten moment następuje bardzo późno, dopiero w zakończeniu powieści. Nadaje mu to co prawda wyrazistości, jednak osoby lubujące się w sukcesywnym poznawaniu powieściowych neverlandów mogą czuć się podczas lektury niejednokrotnie zirytowane tym, jak skromnie Oramus uchyla rąbka tajemnicy.

Trudno też mówić o Sennych zwycięzcach jako o powieści mającej wyraźnie sprecyzowanego głównego bohatera i wątek przewodni. Z perspektywy zakończenia jest nim pewnie Deogracias – najbardziej niejednoznaczny z Oramusowych bohaterów – jednak przez większą część tekstu pierwszy plan jest naprzemiennie okupowany przez całą plejadę postaci. Całkiem nieźle skrojonych, warto dodać. Przyjmując schemat stawiający na efekt prezentacji mechanizmów świata powieści z „opóźnionym zapłonem”, Oramus zmuszony był skupić się na innych elementach mających uczynić tekst atrakcyjnym. Niewątpliwie warto odnotować w tym miejscu dość specyficzny, ale bezwzględnie obecny humor. Gadające piwo, gwendolenie czy prezerwatywy na całe ciało rodzą konotacje raczej z satyrą niskich lotów, trzeba jednak przyznać, iż całkiem nieźle budują styl autora, będąc jego cechą charakterystyczną. Ciekawie też potraktowane zostały klasyczne dla science fiction (nie tylko dla fantastyki socjologicznej) wątki konsumpcjonizmu, manipulacji i preparowania treści medialnych ku uciesze publiki – tym razem nie tylko w celu kontroli społeczeństwa zamkniętego.

Wydaje się, że wznowienie Sennych zwycięzców przez BookRage jest bardzo dobrym pomysłem. Z jednej strony pokazuje bowiem, iż nie należy sprowadzać fantastyki socjologicznej, swoistej wizytówki polskiej literatury w okresie lat 70. i 80. XX w., tylko do tekstów Janusza A. Zajdla, że obok niego byli też inni – w tym Marek Oramus. Powieść tę można bowiem śmiało zaliczyć do tego samego nurtu co znacznie bardziej znane Paradyzję czy Limes inferior. Z drugiej strony jest to też bardzo dobra okazja do przypomnienia znakomitego, zasłużonego dla rodzimej literatury autora, w ostatnich latach kojarzonego raczej z tym, iż w swojej publicystyce czy recenzjach daje wyraz lekkiemu oderwaniu od współczesnej rzeczywistości. Dzięki ponownemu wydaniu jego najlepszych tekstów współczesne pokolenie czytelników ma możliwość przekonania się, iż jako prozaik wciąż jest autorem godnym uwagi, szczególnie, że jego twórczość sprzed przeszło ćwierćwiecza w obecnych realiach może zostać odczytana w zupełnie nowy sposób, nabierając wręcz aktualności w obszarach, które pierwotnie należały ściśle do domeny science fiction. Senni zwycięzcy stanowią więc przykład spełniającej się po latach fantastyki predykcyjnej, tym cenniejszej, że powstałej w warunkach dalekich od tych, w których nabrała aktualności.

4,5/6

2 komentarze:

  1. Mnie ta książka jakoś odstręczała zawsze. Coś mi nie grało. Nie mogłem (taka dysfunkcja) czytać jej inaczej niż jako produktu swoich czasów.

    No nie umiem inaczej. Widzę te raczej grubymi nićmi szyte kwestie podziałów społecznych, może raczej klas. Ech... kiedyś się zbiorę i napiszę, dlaczego nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka znakomita , ale trochę ... zbyt umowna . Zbyt mało wiemy skąd ta Dziesięciornica leci i dokąd :-)
    Czyżby analogia Polski po 12/1981 ? I jeszcze ci dwukolorowi :-) Winna tu chyba cenzura i konieczność używania ezopowego języka ( jak w całym ówczesnym socfiction ) . Jednak ogólnie finalny pomysł naprawdę niezły

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...