poniedziałek, 25 stycznia 2016

Nowa granica - Darwyn Cooke - komiksowa recenzja z Szortalu

Baśń o tym, jak Złoto zmieniło się w Srebro


Przełom lat 50. i 60. był jednym z najciekawszych okresów w historii współczesnego świata i choć nie wszędzie lata te kojarzą się z czasem radosnym i twórczym, niewątpliwie były to czasy ciekawe. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Z jednej strony jest to okres czerpania profitów z powojennej prosperity – era błyskawicznego rozwoju techniki i wkraczania jej w codzienność przeciętnego Amerykanina. Z drugiej strony jest to także okres gwałtownych przemian kulturowych i ciekawych procesów społecznych: od emancypacji społecznej, przez tworzenie się wzorców współczesnej popkultury, po napędzaną polityczną polaryzacją świata manię prześladowczą doby makkartyzmu. Te nowe czasy wymagały też nowych bohaterów. Ta symboliczna zmiana w pewnym sensie odbiła się też na świecie komiksu – mamy do czynienia z przejściem Złotej Ery w Srebrną Erę, z pokoleniową zmianą warty symbolizowaną choćby przez pojawienie się nowych herosów w stylu Flasha – Barry’ego Allena, czy Green Lanterna – Hala Jordana, w miejsce Jaya Garricka i Alana Scotta; czy też przejęcie przez Ligę Sprawiedliwości pałeczki zostawionej przez Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości. Nowa granica stanowi próbę wypełnienia luki opowieścią o czasach, w których bohaterowie Nowej Ery zajęli miejsce, które okupują do tej pory.

Darwyn Cooke podjął się prawdziwie epickiego zadania: oddać atmosferę tamtych czasów poprzez śledzenie losów bohaterów ówczesnych komiksów, pokazać, jak dokonywała się wspomniana już pokoleniowa zmiana, ale i oddać hołd postaciom, które inspirowały go w dzieciństwie. Wszystko to miało z jednej strony oddawać ducha epoki i być wiernym oryginałom, z drugiej zaś, korzystać z rekwizytorium (graficznego, narracyjnego itd.) dostępnego współczesnym twórcom komiksów. W efekcie powstała niebanalna, złożona opowieść, w której poszczególne elementy układanki niespiesznie wskakują na swoje miejsca w drodze do epickiego finału. Obserwujemy więc nie tylko wprowadzanie na arenę wydarzeń poszczególnych herosów, ale także interakcje między nimi. Wszystko to w społeczno-politycznym kontekście epoki. Za pomocą prostych, choć niezwykle poruszających scen Cooke porusza kwestie poważnych wyborów, które muszą podejmować herosi – nic tu nie jest jednoznacznie złe lub dobre, przynajmniej nie w jakimś obiektywnym sensie.

Nowa granica jest też wspaniałą wycieczką poprzez historię uniwersum DC. Cooke nie tylko sięgnął do wielu klasycznych bohaterów, czy tytułów, ale udało mu się stworzyć historię, która wpisuje się w to, co znamy z komiksów schyłku Złotej i początku Srebrnej ery. Jednocześnie nie brak tu gry z konwencją. W kreatywny sposób wykorzystane są bowiem elementy charakterystyczne dla klasycznych „drużynówek”… tyle tylko, że obowiązkowe mordobicie przybiera tu charakter wyjątkowo epicki. Różnice stanowi jednak to, że to nie o nawalankę w zasadzie chodzi. Ważne jest wszystko to, co dzieje się dookoła – sposób, w jaki splatają się poszczególne wątki, to, jak ewoluują poszczególni bohaterowie, wreszcie morze smaczków i nawiązań, po których w obszernych przypisach „oprowadza” nas sam autor. Równie interesująco dzieło Cooke’a przedstawia się od strony fabularnej. Złożona, wielowątkowa historia zbudowana jest z pietyzmem z drobnych fragmentów. I choć czasem można odnieść wrażenie, że jakaś plansza, czy dwie są nieco wyrwane z kontekstu, może się w pewnym momencie okazać, że jednak wnosi coś do opowieści (np. kolejne nawiązanie, czy choćby zmianę napięcia). W tym kontekście musi cieszyć fakt, iż Egmont zdecydował się oprzeć polską edycję na najbardziej rozbudowanym wydaniu amerykańskim – dostajemy bowiem dzieło kompletne, przebogate i godnie wydane (choć pewnie trafią się malkontenci narzekający na użycie papieru offsetowego w miejsce będącej obecnie wydawniczym standardem kredy. Osobiście uważam, że taki wybór jest wręcz idealny, zgrywa się bowiem z formą komiksów, do których Nowa granica ma nawiązywać).

Pozytywne wrażenie robi także strona graficzna komiksu. Choć Cooke wyraźnie inspirował się pracami Jacka Kirby’ego (wśród dodatków można znaleźć koncepcyjne szkice, wręcz kopiujące unikalny styl tego twórcy), przyjęta formuła jest jednak znacznie urozmaicona. Kreska balansuje tu gdzieś między klasyką z lat 60. a znacznie bardziej współczesnym kreskówkowym stylem, znanym choćby z animowanych przygód bohaterów DC. To, uzupełnione o świetną pracę kolorysty Dave’a Stewarta, tworzy komiks, który nie tylko daje mnóstwo satysfakcji w lekturze, ale także cieszy oko pięknym, charakterystycznym wyglądem. 

Nowa granica jest pozycją wyjątkową, oferującą znacznie więcej, niż tylko sentymentalną podróż o półwiecze wstecz. To świetnie napisana, pięknie zilustrowana, mądra i wciągająca historia, którą można odczytywać na kilku poziomach. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o nowych czasach, nowych wyzwaniach i herosach (nie tylko tych w pelerynach), którzy tym czasom i wyzwaniom potrafili sprostać. I choć Cooke sporo się napracował by uniknąć czerni i bieli, ostateczne przesłanie wydaje się jednak jednoznaczne i czytelne. Znakomita lektura na kilka wieczorów i zdecydowanie jednak z najciekawszych pozycji komiksowych, jakie ukazały się na polskim ryku w 2015 r. Warto mieć w biblioteczce, nawet jeśli cena wydawać się może nieco zaporowa.

5,5/6

PS. Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...