piątek, 8 stycznia 2016

Wiedźmin - Maciej Parowski, Andrzej Sapkowski, Bogusław Polch - komiksowa recenzja z Szortalu


Geralt historyczny

Niejednokrotnie można spotkać się z opiniami, że obok twórczości Stanisława Lema (i ewentualnie Jacka Dukaja) najlepszą wizytówką polskiej fantastyki są teksty Andrzeja Sapkowskiego. Z pewnością też ta rozpoznawalność na światową skalę jest w sporej części zasługą znakomitej serii gier komputerowych, które uczyniły z postaci Geralta z Rivii, czy szerzej: z marki „Wiedźmin” maszynkę do zarabiania pieniędzy. Warto jednak pamiętać o tym, że zanim powstały gry (i wszelkie jej multimedialne „odrosty”, jak np. gry planszowe, puzzle, czy wydawane przez Dark Horse komiksy) teksty Sapkowskiego i tak cieszyły się ogromną popularnością w naszym kraju – szczególnie wśród pokolenia fantastów, które dojrzewało w latach 90. I już wtedy, gdy poszczególne części sagi lądowały na księgarnianych półkach w dziale nowości, pojawiła się potrzeba wykorzystania opisanego w niej świata i postaci w szerszym niż tylko literacki kontekście artystycznym. Na film było jeszcze zbyt wcześnie, podobnie jak na grę fabularną… ale komiks? Z perspektywy lat wydaje się, że lata 90. były dla rodzimego rynku historii obrazkowych znakomitym czasem. Trzymały się nieźle magazyny komiksowe, zaczęto wydawać w formie zeszytowej komiksy amerykańskie – można to było spożytkować. A czy można zrobić to lepiej, niż biorąc popularnego bohatera, zaufanego scenarzystę i rysownika i montując przedsięwzięcie, które musiało się skończyć sukcesem. Tak powstał pierwszy komiksowy Wiedźmin – sześć albumów, które współcześnie często określa się jako… spektakularną porażkę.

Jakże to? Zakrzyknie niejeden. A tak to, bardzo prosto w sumie. Komiks bowiem, to forma operująca przede wszystkim formą graficzną, wizualną, a ta w przypadku Polchowego Wiedźmina jest cokolwiek kontrowersyjna. Pozostała zresztą taka do tej pory. Powstanie tych komiksów przypada bowiem na okres, gdy styl twórcy Funky’ego Kovala zaczął wyraźnie się zmieniać. Nie uświadczymy tu zatem delikatnej, raczej neutralnej kreski i pełnych szczegółów teł. Polch konsekwentnie dążył w tym czasie w zupełnie odmiennym kierunku: operowania grubym konturem i nadawania postaciom wyraźnie charakterystycznych, nieco karykaturalnych rysów (np. kuriozalne wydłużonych nosów). Pytanie o to, czy można mówić, iż styl artysty stał się nieco niedbały, jest w mojej opinii chybione: tu nie chodzi o niedbałość, a raczej o maksymalne uproszczenie wielu elementów i uczynienie ze znaku firmowego właśnie tej karykaturalizacji (momentami mogącej się nieco kojarzyć ze sposobem, w jaki rysuje niektóre postacie Grzegorz Rosiński). Pozostałe elementy, jak np. kadrowanie, dynamika obrazu, czy też oddanie proporcji i ruchu są  tu bez zarzutu. W efekcie powstał komiks, którego warstwa graficzna, choć spójna i ciekawa, zdecydowanie nie wszystkim przypadnie do gustu (inna sprawa, że nawet w ramach wypracowanego stylu Polch bywa bardzo nierówny).


Tyle tylko, że poza kontrowersyjnymi rysunkami Wiedźmin ma do zaoferowania naprawdę sporo. Przede wszystkim jest bardzo udaną próbą przełożenia poetyki opowiadań na historię obrazkową. Z przytoczonych w dodatkach słów odpowiedzialnego za scenariusz Macieja Parowskiego wynika, że sam Sapkowski udział w powstawaniu komiksów miał dość znikomy – wykorzystane zostały jego postaci i fabuły, czasem podrzucił jakieś imiona czy drobne uwagi, dał swoje błogosławieństwo… i w zasadzie tyle. To w sumie dobrze. Ba! To więcej, niż uzyskało wiele innych „wiedźmińskich” produktów, które powstały później. Jak wiadomo, Sapek raczej lekceważąco odnosi się do wszelkich adaptacji swojej twórczości, choć wyraża na nie zgodę pod warunkiem, że zgadza się kasa. Tutaj miał faktyczny wkład w proces twórczy. Co więcej, obok klasycznych opowiadań, jak Wiedźmin (tu Geralt), Mniejsze zło, Ostatnie życzenie, Granica możliwości, czy pokazująca historię rodziców Geralta Droga bez powrotu, druga ze względu na chronologię cyklu (choć ostatnia wśród oryginalnie publikowanych albumów) Zdrada oparta jest na tekście, który nigdy nie został opublikowany… a prawdopodobnie nawet nie został napisany. Ot, autorzy porozmawiali sobie na temat pewnego pomysłu na fragment historii Geralta i powstał na tej podstawie całkiem niezły komiks – wnoszący do wiedźmińskiej mitologii chyba najwięcej ze wszystkich części.  Co jednak bardzo ważne, całość zachowuje ducha oryginalnej twórczości Sapkowskiego – fabuły bronią się same, dialogi napisane są ze swadą, tempo jest dobre – w sumie czyta się całość naprawdę świetnie. Jak widać, dla wielu to jednak zbyt mało, aby ocenić projekt pozytywnie.

Na przekór malkontentom uważam jednak, iż komiksowy Wiedźmin jest propozycją ciekawą, szczególnie dla fanów twórczości Sapkowskiego, czy też szerzej, fanów wiedźmińskiego uniwersum.  Przede wszystkim znakomicie oddaje ducha prozy, która stała się jego kanwą. Stanowi jej cenne uzupełnienie (Zdrada) i twórczą interpretację: to, choćby w kwestii fizys poszczególnych postaci. Jest to też jedna z niewielu (a na pewno jedna z pierwszych) prób przełożenia polskiej fantastyki na inne medium – co dziwne, biorąc pod uwagę, jak blisko rodzimy rynek komiksowy związany był z rynkiem literatury fantastycznej. Być może to historyczne rozczarowanie bierze się z faktu, iż Polch przyzwyczaił czytelników do zupełnie innej stylistyki. Być może z tego samego powodu w obecnych czasach wcale nie będzie temu komiksowi łatwiej – co tu dużo mówić, w dobie wymuskanych, bajecznie kolorowych komiksów zza Oceanu wyrazista, choć dość toporna (szczególnie, gdy przychodziło do rysowania twarzy), charakterystyczna kreska twórcy Ekspedycji niekoniecznie musi się podobać. Tyle tylko, że postrzeganie Wiedźmina wyłącznie (albo nawet głównie) przez pryzmat jego warstwy graficznej jest wylewaniem dziecka z kąpielą – jest to bowiem kilka wciągających, trzymających w napięciu historii, które wreszcie ukazują się w formie godnej ich miejsca w historii polskiego komiksu. Mnie sprawiły sporo satysfakcji, chyba nawet więcej, niż gdy czytałem je po raz pierwszy w wieku lat kilkunastu. Czy sprawią ją też tym, którzy Geralta poznali znacznie później, np. dzięki grze? Czas pokaże, ale jestem w tej materii optymistą.

4,5/6

PS. Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...